Znalazłam go na poligonie – siostra Michaela Rak o największej walce

Lekarze się dziwili. Mówili, że już dawno powinien umrzeć, ale on żył. Agonia się przedłużała. Słychać było tylko jego szept, w którym przewijało się jedno słowo: „syn”.

Tę historię usłyszeliśmy w wileńskim pokoiku, w którym s. Michaela Rak urządziła biuro dla jedynego hospicjum na Litwie. Właśnie wróciliśmy z odwiedzin u domowników hospicjum. Dłonie jeszcze wilgotne od ocieranych łez, ale spokój tego miejsca udzielał się wszystkim. Zapytaliśmy siostrę o największą walkę, którą stoczyła. Zamyśliła się, by po chwili opowiedzieć historię ojca i syna.

Moje największe walki?
– Tych walk było dużo, ale przypominam sobie mężczyznę, który odchodził bardzo długo. Lekarze się dziwili. Mówili, że już dawno powinien umrzeć, ale on żył. Agonia się przedłużała. Słychać było tylko jego szept, w którym przewijało się jedno słowo: „syn”. Przypomniałam sobie wówczas naszą wcześniejszą rozmowę, w której mi powiedział, że od kilku ostatnich lat nie ma kontaktu z jednym z synów. Ten syn go po prostu przeklął, powiedział, że nie chce takiego ojca, że ma swoje życie i koniec tematu. Cała rodzina się przy tym chorym gromadziła a tego jednego syna nie było. Wiele osób mówiło, że nie da się już nic w tej sprawie zrobić, bo syn jest na jakimś poligonie. Odszukałam go. Łatwo nie było, bo rzeczywiście był na poligonie. Skontaktowałam się z jego władzami wojskowymi i powiedziałam, że sytuacja jest nadzwyczajna i że bardzo proszę o wydanie kilkugodzinnej przepustki, aby ten syn mógł przyjechać do ojca. Wydawało się, że wszystko się uda, ale… ten syn nie chciał jechać. Kazał mi zejść z pola widzenia. No, ale… ja… go… po prostu przytuliłam w tym mundurze i powiedziałam, że nie zejdę. „Pan musi ze mną pojechać, niech go pan potraktuje jako wroga swojej ojczyzny i ten przyjazd będzie uniknięciem tragedii wojennej i ocali pan innych. Czy chce pan wojny czy pokoju?”. On mówi: „Dobrze, jadę z panią”. Nawet dostaliśmy samochód wojskowy. Przyjechał, wszedł do pokoju, pochylił się nad ojcem, spojrzeli sobie w oczy i w tym spojrzeniu był ostatni oddech jego ojca na tej ziemi. To była kwestia kilku sekund i ojciec odetchnął na wieczność, a ten olbrzymi, silny wojskowy po prostu się rozpłakał. Potem nie ja go już przytulałam, ale on się wtulił i dziękował, dziękował, dziękował. Co zmieniło myślenie syna? Co wpłynęło na wytrwałość ojca? Wcale nie słowa i wielkie nauki. Trzeba było czyjegoś bólu, cierpienia, modlitwy i obecności. Obaj się w życiu ranili i potem obaj cierpieli a potem obaj się ze sobą jednali.

Ale jak to możliwe, by się jednać, gdy obie strony ranią się nawzajem?
– Nigdy nie jest tak, że jesteśmy idealni, zawsze będą te minusy po mojej stronie i po stronie drugiego człowieka, ale trzeba robić wszystko, by ten minus przewartościować w plus. I ten wojskowy przewieziony z poligonu to potrafił zrobić. I ten ojciec, który ciągle czekał, potrafił to zrobić. Skąd nagle mieli taką możliwość? Ja mam pewność, że to jest to, co my ludzie wierzący niesiemy w sobie, co nazywamy łaską Bożą. Jego tata przez cały czas przygotowywania się do tego najważniejszego momentu w życiu, przyjmował Jezusa w Najświętszym Sakramencie, przyjął wszystkie sakramenty. I to była ta jego moc, która zmieniła nie tylko jego, ale także wszystkich wokoło. A przede wszystkim stworzyła drogę powrotu dla jego syna. Łaska Boga – za każdym razem dziwię się jak mało i jak rzadko o nią prosimy a przecież Bóg jest nieustannie gotowy nam jej udzielać. Wystarczy pokornie poprosić i ufać.

Żeby ufać Panu Bogu wystarczy powtarzać słowa: Jezu ufam Tobie?
– Nie, bo to są tylko słowa. Słowo, które wypowiadamy, jeśli ma mieć jakiś sens, musi być odzwierciedleniem tego, co mamy w sercu. Co wyraża nas. Jeżeli mówię „ufam” to po prostu wszystko składam w ręce Pana Boga, nie według mojego planu, nie według moich zamiarów, nie według moich sił. W tym ufam wyrażam moją rezygnację z mojego „ja” i takie całkowite zakotwiczenie w Twoim „Ty” Boże. To „ufam” jest nowe każdego dnia, bo każdego dnia wszystko jest nowe – nowe okoliczności, nowe wątpliwości, nowa proporcja sił a przede wszystkim nowa łaska. „Ufam” wymaga ciągłej aktualizacji. Bez niej jest po prostu jednym z wielu wyrazów w słowniku. Gdy jednak zawołamy je szczerze, otwierając się na łaskę, stajemy się bramą dla wielkich cudów.

Śmierci już nie ma – s. Michaela Rak

Dobra nowina (nie tylko) na najbliższe dni: "Śmierci już nie ma, jest przejście, Most do Nieba – etap kończącego się tu i teraz i początek nowego życia, które nie ma końca. W hospicjum tu i teraz, przejście i wieczność, zlewają się w jedno słowo: miłość" – s. Michaela Rak. Kocham i buduję, bo #tylkoLOVEotwieraniebo – dołączysz się? Zaproś przyjaciół do Drużyny Dobra na www.mostdonieba.pl – zbieramy ostatni milion :)Akcję wspierają Przyjaciele ze Stacja7.pl

Opublikowany przez Fundacja Aniołów Miłosierdzia Czwartek, 31 października 2019

PHP Code Snippets Powered By : XYZScripts.com